- Nie rozumiem tego. Ty jesteś z Harrym, a jakoś nikt nie pisze, ani nie mówi niczego złego na twój temat... co jest ze mną nie tak?- Ally od tygodnia starała się jak najmniej wychodzić z domu, uczęszczała tylko do szkoły, żadne wyjścia wieczorem nie wchodziły w grę. Zwyczajnie się o siebie bała. Nie sądziła, że zwyczajne dziewczyny mogą być, aż tak niebezpieczne.
- O mnie i o Harrym nikt nie wie. Chłopaki ogłosili w prasie, że jestem ich choreografką i to wszystko, a dziennikarze jak na razie kupili tę bajeczkę.- wytłumaczyła całą sytuację. Była zdenerwowana wydarzeniami z ostatnich dni. W internecie wciąż pojawiały się coraz to nowe obraźliwe komentarze na temat Ally.
- Muszę zadzwonić do Niall'a, nie wiem czy pojawi się na ślubie mamy.- od kilku dni zachowywała się zupełnie inaczej, mniej jadła i mniej spała. Była zamknięta w sobie, a większość czasu spędzała w swoim pokoju, nie pisała piosenek, nie grała na pianinie, po prostu siedziała na łóżku. Austin, Rocky i Dez nie mieli pojęcia jak zareagować. Starali się być jak najczęściej przy niej, choć czasami Ally zwyczajnie wypraszała ich mówiąc, że czuje się już lepiej i wszystko będzie okej. Nie wierzyła w swoje słowa. Z każdym dniem stawała się jeszcze bardziej nieśmiała, a jej samoocena gwałtowanie malała. Wyglądało na to, że życie chciało dobić leżącego. Austin nie potrafił pogodzić się z takim stanem rzeczy. Gdy tylko mógł nocował u Ally, spał na kanapie obok jej łóżka, przed snem opowiadał jej cały swój dzień, a później śpiewał ulubione piosenki dziewczyny. Wydawało mu się, że w ten sposób odwdzięczy się przyjaciółce za wszystko co ona zrobiła dla niego. Zawoził ją codziennie do szkoły, a także razem z niej wracali. Bał się o nią, ani na moment nie zostawiał jej samej, chyba, że bardzo go o to prosiła. Starał się to rozumieć. Ally praktycznie przestała się odzywać mówiła tylko to co było konieczne do powiedzenia. Po prostu zamknęła się we własnym świecie. Vivienne starała się zrozumieć sytuację w jakiej znalazł się Austin, chociaż nie było to dla niej łatwe. Jej chłopak spędzał prawie cały czas z inną dziewczyną i to nie byle jaką, ale ze swoją najlepszą przyjaciółką, która była dla niego na prawdę bardzo ważną osobą. Nie chciała pokazać po sobie co czuje w głębi serca, że jest zazdrosna, może nie aż tak fanatycznie jak fanki Niall'a, ale jest dziwnie. Udowadniała Austinowi, że jest z niego dumna, że cieszy ją jego postawa i nawet próbowała mu pomagać, a przynajmniej chciała. Czuła wobec Ally... no właśnie, co? Nie wiedziała jak to właściwie ująć, lubiła ją, ale czy na tyle by dzielić się z nią Austinem?
- Ally, muszę już iść. Austin w środę kręci teledysk i potrzebuje układu na kilka ujęć. Dasz sobie radę sama, prawda?- Rocky czuła się okropnie z myślą, że musi zostawić przyjaciółkę samą na kilka godzin.
- Spokojnie, zejdę może do salonu, obejrzę 'coś' w telewizji. Nie przejmuj się mną, najważniejsza jest kariera Austina. -starała się chociaż delikatnie uśmiechnąć, ale mimo to na jej twarzy pojawił się grymas. Rocky przytuliła ją i wyszła. Ally została sama, a wszystkie cztery ściany pomieszczenia patrzyły na nią z wrogością. Nie wiedziała jak ma się zachowywać, co właściwie ma robić? Spojrzała na pianino, którego nie używała już od tygodnia. Nie była w stanie dotknąć nawet jednego klawisza, a swój zeszyt włożyła na samo dno szuflady. Gdyby zajęła się muzyką z pewnością doznałaby ulgi w swoim samopoczuciu, ale jakaś niewidzialna siła skutecznie odciągała ją od tego pomysłu. Wyszukała na telefonie kontakt do Niall'a i nacisnęła opcję "zadzwoń". Pierwsza próba połączenia się z chłopakiem spełzła na niczym, podobnie jak dwie kolejne.
- Halo, Ally?- za czwartą próbą wreszcie usłyszała głos swojego chłopaka.
- Yhmm, cześć. Możesz rozmawiać?- jej głos przypominał szept, była zdezorientowana i czuła, że przeszkadza mu w czymś istotnym o czym ona zwyczajna śmiertelniczka nie ma pojęcia.
- Tak, ale mam mało czasu. Jak się czujesz? Te dziewczyny nadal cię nękają?- Niall był bardzo troskliwy, starał się zapanować nad sytuacją, ale traktował ją w pewnym sensie z przymróżeniem oka, wiedział z czym to wszystko się je, przecież w końcu przestaną, a przynajmniej nie będą okazywały niechęci, aż w takim stopniu. Ally po prostu musi się przyzywczaić do pewnych niedogodnień, jeśli ich związek ma wypalić.
- Wszystko w porządku.- wypowiedziała to stwierdzenie niemal przez zęby, miałą dosyć udawania przed nim, że wszystko jest okej, ale nie chciała sprawiać mu kłopotów i tak już za wiele osób opiekuje się nią, niczym małym dzieckiem, sprawiała tylko problemy.- nie chyba, chyba jest trochę lepiej.
- Cieszę się, o jej...- przerwał na chwilę.- muszę lecieć, wołają mnie. Zadzwonię rano okej?
- O twoim rano czy moim rano?- strefy czasowe dają się we znaki, jeśli ciebie i ukochaną osobę dzieli zwykle 5 godzin, a czasem jest nawet gorzej, jeśli twoja połówka należy do zespołu, który raz gości w Moskwie, a raz w Sydney.
- No tak, ymm...zadzowonię, obiecuję. Na prawdę muszę już kończyć.-w jego głosie dało się słyszeć, jak próbuje być miły, a jednocześnie komunikuje się z kimś obok i mówi, że zaraz dołączy do reszty chłopaków.
- Okej. A dasz radę przylecieć na ślub moich rodziców? -nie wiedziała czy powinna o to pytać, przecież cały czas zapewniał, że na milion procent pojawi się na przyjęciu.
- Tak, tak. Na pewno, nie opuściłbym takiego wydarzenia. Lecę, kocham cię. Pa.- nagle w słuchawce dało się słyszeć tylko denerwujący dźwięk zakończonego połączenia.
- Ja ciebie też.- szpnęła cicho. Żałuje, że Niall nie może być przy niej, nie chodzi o to co teraz robi Austin, Rocky, a nawet Dez. Nie chciałaby, żeby spędzali z nią cały dzień, a nawet noc, ale niestety są uparci i chyba zwyczajnie zależy im na ich przyjaciółce. Chciałaby zwyczajnie, żeby Niall mieszkał kilka przecznic dalej, żeby chodził do jej szkoły i najważniejsze... żeby nie był członkiem zespołu. Czuła się z tą myślą okropnie, jak ostatnia egoistka, pewnie większość osób właśnie tak ją nazwie, ale rozmowa ze swoją drugą połową trwająca nieco ponad minutę i odbywająca się średnio co dwa dni nie jest niczym zadowalającym, podczas gdy twoi znajomi wychodzą do kina, chodzą do kawiarni czy na pizzę. Po prostu spędzają razem czas.
_________________________________________
Pani Moon podeszła do drzwi, aby sprawić kto też przyszedł ich odwiedzić. Otworzyła lekkim ruchem drzwi i zmierzyła wzrokiem osobę, która znajdowała się przed nimi. Maia Mitchell patrzyła na kobietę z delikatnym i pokornym uśmiechem na twarzy.
- Dzień dobry.- przywitała serdecznie panią Moon.
- Emm... dzień dobry.- kobieta była zszokowana obecnością dziewczyny. Austin opowiedział jej całą hitorię o Mai i o tym, co chciała zrobić Bridgit.
- Chciałabym zobaczyć się z Brid, oczywiście o ile jest to możliwe.- zapytała spokojnie.
- Pozwolisz, że zapytam ją o to, okej?- Mimi Moon odeszła od wejścia i zawołała swoją córkę, która powoli i flegmatycznie zeszła do takiego poziomu schodów, aby móc swobodnie zobaczyć, kto też zaszczycił ich dziś swoją obecnością. Poczuła się dziwacznie, kiedy nie była w stanie rozpoznać tej osoby. - pamiętasz Maię?
- No właśnie kłopot w tym, że nie do końca.- jęknęła zmieszana.
- Przyjaźniłyśmy się przed twoim wypadkiem.- pani Moon spiorunowała dziewczynę wzrokiem.- przynajmniej można to tak nazwać.- Maia szybko poprawiła swoją wypowiedź.
- No dobrze, wejdź proszę.- Bridgit zeszła do salonu i obie z Mais usiadły na przeciwko siebie.
- Na prawdę mnie
nie pamiętasz?- Maia w jakiś sposób nie dowierzała stwierdzeniu
Brid, może tylko udaje? W pewnym sensie była zadowolona z tego
faktu, ale z drugiej strony łatwiej byłoby przeprosić, jeśli
wiedziałaby o co właściwie chodzi.
- Kojarzę jedynie
twój wygląd, ale nie mam pojęcia kim jesteś.- poczuła się lekko sflustrowana, szukała wsparcia w mamie, która krzątała się w
kuchni, lecz co jakiś czas zaglądała do salonu, aby sprawdzić czy
wszystko jest w porządku.
- Cóż…-
westchnęła ciężko. Chciała zacząć tłumaczyć Brid, kim jest i
jaką tak naprawdę była przyjaciółką.- mam na imię Maia jak już
wcześniej wspomniałam, grałam razem z twoim bratem w filmie,
zaprzyjaźniłyśmy się, miałam ci pomóc. Marzyłaś o tym, by
zostać aktorką… Pomogłaś mi przekonać Austina, że powinien
być ze mną… i w pewien sposób trochę go oszukałyśmy, a
później…
- Co się stało?-
zapytała zdenerwowana, miała wrażenie, że zna całą sytuację,
nie potrafiła jej skompletować i dobrać do odpowiednich osób,
których dotyczyła, ale w jej głowie istaniał pewien zarys.
- Zaczęłaś brać
stronę Ally i Austina. Miałam wrażenie, że wszystko mu powiesz…
Gdyby dowiedział się prawdy…- jej głos łamał się pod naporem
emocji, była przecież w gruncie rzeczy tylko człowiekiem,
człowiekiem jak każdy inny miała uczucia, popełniała błędy,
błędy które miała prawo naprawić.
- Mów dalej. Chcę
wiedzieć co się wydarzyło…
- To przeze mnie
miałaś wypadek… Mężczyzna, który wtedy spowodował to wszystko
był moim pracownikiem, rozumiesz? Zapłaciłam mu za to, żeby cię
trochę nastraszył, ale to nie miało się tak skończyć! Na
prawdę! Przysięgam!- Brid nie miała pojęcia jak zareagować na tą
wiadomość, czuła żal, rozgoryczenie, chciała krzyczeć, ale nie
była w stanie. Wydawało się jej, że cały świat zaczyna wirować,
kręcić się i rozpływać jednocześnie. W głowie brzmiało jej
tylko ostatnie słowo Mai, która w tym momencie płakała i nawet
nie miała na tyle odwagi, by spojrzeć w oczy sobie, której
wyrządziła tyle krzywdy.- prze...przepraszam.- wyszeptała w końcu,
a blondynka wstała z kanapy i zaczęła kierować się w stronę
schodów. Pani Moon podbiegła do Brid, aby pomóc jej wejść po
schodach, poza zanikiem pamięci dziewczyna doznała także wielu
innych urazów nie tylko fizycznych, ale i psychicznych, czasami nie
potrafiła wykonywać podstawowych czynności, innego zaś dnia
śmiała się, prowadziła wyczerpujące konwersacje, a nawet była w
stanie rozwiązać zadania z matematyki.
- Myślę, że
powinnaś już iść. Lepiej będzie, jeśli nie będziesz jej więcej
odwiedzać.- stwierdziła stanowym tonem, gdy już odprowadziła
córkę do jej pokoju.
- Chciałabym panią
też przeprosić…
- Po prostu wyjdź,
dobrze?- Maia udała się w kierunku drzwi, przed domem państwa
Moon'ów czekała na nią czarna limuzyna, a na chodniku mnóstwo
paparazzich, którzy nie mogli przegapić okazji do zrobienia kilku
zdjęć pannie Mitchell przed domem jej byłego chłopaka, czyżby
znowu do siebie wrócili? Żadna reklama nie jest złą reklamą.
- Maia Mitchell,
słucham.
- Dzień dobry to
znowu Nathan Dorenville. Dzwonię w imieniu dyrekcji, jak wygląda
sytuacja?
- Powiedzmy, że nie
jest najlepiej, ale wszystko jest na dobrej drodze.
- Chciałem panią
poinformować, że jeśli wszystko potoczy się po naszej myśli
dostanie pani potrojone wynagrodzenie za ten projekt, a także z
pewnością angaż w najnowszej produkcji. Czy odpowiadają pani te
warunki?
- Oczywiście.-
zakończyła połączenie i uśmiechnęła się triumfalnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz