sobota, 29 listopada 2014

18 . Czegoś brakuje, a inne rzeczy właśnie się scalają.

Na zegarze w holu wskazówki swoim ułożeniem poinformowały pana Goodvin'a, że jest już na tyle późno, by wreszcie mógł opuścić swoje miejsce pracy. Wziął do ręki klucze, zabrał z wieszaka swoją starą, wysłużoną już kurtkę i beztrosko ruszył w kierunku drzwi. Tuż przy wyjściu stwierdził, że w sali 4 wreszcie ucichła muzyka, chciał dla pewności to sprawdzić, więc zawrócił, gdy tylko podszedł pod drzwi dźwięk znowu uderzył z głośników, niczym fala. Rocky Blue znowu dawała upust swoim emocjom. Tańczyła codziennie po kilka godzin, nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż zwykle jej treningi trwały 2-3 godziny najczęściej co drugi dzień, tymczasem od jakiegoś czasu przychodzi do studia zaraz po szkole i zostaje tutaj najdłużej jak tylko się da.
- Raquele?- mężczyzna dotknął delikatnie dziewczynę w ramię, by zauważyła jego obecność. Rocky szybko wyłączyła muzykę.- wiesz, która jest godzina?
- Emm... nie mam pojęcia.- popatrzyła na niego zmieszana.
- Za kilka minut północ.
- Na prawdę? Najmocniej przepraszam, moment. Zabiorę tylko swoje rzeczy.- odpowiedziała smętnie, spojrzała na pomieszczenie w poszukiwaniu swoich rzeczy. Wyjęła z odtwarzacza swoją płytę.- już wychodzę, jeszcze raz najmocniej przepraszam.- powiedziała zdenerwowana i zdołowana zarazem. Mężczyzna nigdy jeszcze nie widział, aby tak się zachowywała. Zawsze była roześmiana, pełna energii, a jeśli coś nie szło po jej myśli, po prostu to zmieniała, więc o co chodzi?
- Rocky, odwieźć cię do domu? Nie wyglądasz najlepiej, źle się czujesz?- zapytał z troską.
- Nie, nie trzeba. Wszystko okej.- uśmiechnęła się sztucznie, chciała ukryć swoje uczucia, ale chyba nie była w tym dobra. Po co kogoś ma obchodzić jej stan? Rodzice na szczęście pracują, nie mają czasu, Ally musi dokończyć piosenki dla Austin'a, Brid powraca do zdrowia... wszyscy jakoś mają swoje zajęcia. A Rocky? Nigdy nie pomyślałaby, że jakiś 'frajer' z gniazdem na głowie tak bardzo zniszczy jej życie. Do tej pory czuła się dobrze, była pewna siebie, nie miała praktycznie żadnych kompleksów, czasem ktoś zaśmiał się z jej karnacji, ale akurat ją cieszyła ta odmienność. W szkole zawsze dostawała najlepsze oceny, była ambitna i zdolna, a nauka nie sprawiała jej żadnych trudności, poza tym miała w sobie swoisty urok i charyzmę, chłopcy wręcz ją uwielbiali, ale ona nigdy nie była skora do większych uniesień, aż w końcu on... Chciałoby się powiedzieć 'zwyczajny' Harry Styles, no właśnie kłopot w tym, że wcale nie jest taki zwyczajny. Jasne, wiadomo... idol miliona nastolatek, anielski głos, gwiazda światowego formatu, ale to wszystko nie miało większego znaczenia. Liczyło się to jaki był, kiedy wszystkie światła reflektorów zgasły, a był... no cóż... wspaniały. Dlaczego ludzie nie mogą zbyt długo czuć szczęścia? Dlaczego Rocky nie mogła czuć tego szczęścia przy nim? Najgorsze nie było to, że zrobił to czy tamto. Najgorsze było pytanie: dlaczego? Miała je w głowie kilku tygodni, a z każdym dniem wszystko tylko narastało. Pogłębiało się, brak jakiejś  części... uczucie utraty ważniej części organizmu, ale przecież bez nogi czy ręki jesteśmy w stanie żyć, prawda? Kłopot, gdy zaczyna nam brakować serca...








- Jestem życiową porażką.- jęknął Austin, spoglądając raz po raz na Dez'a.
- Masz rację, to porażka nie pójść na powiedzmy 'randkę' z piękną, chociaż trochę 'dużouszną' Vivienne, bo akurat miało się konferencję prasową z najważniejszą prezenterką w kraju. Faktycznie... jesteś jedną wielką porażką!- Dez przybrał grobową minę.- tak Aus, zepsułeś, jak zawsze!
- Musisz? Na prawdę? Nie przypominaj. Jest ważniejszy problem... jak ja mam ją teraz znaleźć!?- spojrzał na Dez'a w poszukiwaniu odpowiedzi na swoje pytanie. W istocie mógł wystąpić z tym mały problem, kiedy chcesz znaleźć kogoś o kim wiesz tyle, że jest blondynką i ma na imię Vivienne, a do przeczesania jest całe Miami. Tylko pozazdrościć.
- Idź do parku, kup hot-dog'a i czekaj może znowu cię uderzy piłką.- stwierdził poważnym tonem rudowłosy przyjaciel.
- Jesteś głupkiem, wiesz? To okropnie... ej, właściwie to nawet nie taki zły pomysł. Pójdę do parku, wypytam ludzi od budek, może akurat często tam bywa. Nic mi się nie stanie, jeśli spróbuję.- uśmiechnął się zadowolony Austin. 
- Żartowałem tylko, chyba nie jesteś, aż tak głupi... 
Nie minęła nawet godzina, a Aus siedział już na ławce w parku razem z Dez'em i zajadali się hot-dogami. 
- Myliłem się wiesz... jednak jesteś, aż na tyle głupi.- powiedział do blondyna.
- To jest jedyny sposób, będę tu siedzieć i siedzieć, aż w końcu przyjdzie tu znowu, rozumiesz? Chociaż miałbym tutaj uschnąć!
- Nie martw się, podleję cię od czasu do czasu... 
- Dobra zapytam kilka osób, a ty tutaj siedź i obserwuj, okej?- Aus sam nie wierzył w to co własnie robił, szukał dziewczyny, którą widział raz w życiu. Właściwie, po co on ją szuka? Nie zna jej, poza tym już na samym początku zepsuł ich znajomość olewając ją dla jakiejś tam konferencji, to brzmi dziwnie. Chciałby jeszcze raz zobaczyć jej uśmiech, nawet te duże według Dez'a uczy, chociaż dla niego była idealna. Na prawdę, pierwszy raz dziewczyna już na wejściu tak zwaliła go z nóg.
- Przepraszam, kojarzy pan może taką blondynkę, ma jakieś 17 lat, grała tutaj kiedyś z bratem, ma na imię Vivienne... jest średniego wzrostu...
- Vivienne Johanson?- zapytał bez emocji sprzedawca polewając między czasie sałatkę sosem greckim.
- Możliwe...a coś więcej?
- Mieszka w tamtej alei.- wskazał na dróżkę, obok parku.- przychodzi tutaj prawie codziennie.- Aus uśmiechnął się pod nosem, wygląda na to, że chodzi o jego Vivienne, tą właściwą. Łatwo poszło. Westchnął w duchu. 
- Dziękuję za pomoc.- z jednej strony ogromnie chciał ich drugiego spotkania, ale z drugiej strony ta wizja go trochę przerażała, co jej powie? Jak powinien się wytłumaczyć? Nie ważne, najważniejsze to próbować, prawda? Gdyby nie próbował nie byłby teraz gwiazdą muzyki i jego nazwisko nie widniałoby na ogromnych plakatach. Na szczęście tutaj w Miami jest tylko...Austinem. Większość ludzi z okolicy zna go od dziecka, a poza tym kogo obchodzi jakiś tam Austin w tak wielkim mieście różnych znakomitości ze świata muzyki i filmu?
Przechodząc przez uliczkę, zapytał jeszcze raz jakąś staruszkę o to, który dom należy do państwa Johanson. Wskazała ten z numerem 23/3. Aus jak zawsze grzecznie podziękował. Przed wejściem poprawił swoje idealne włosy i lekko przycisnął dzwonek. Drzwi otworzyła mu kobieta w blond włosach obciętych do ramion, prawdopodobnie miała około 40 lat. Uśmiechnęła się ciepło.
- Dzień dobry, czy zastałem Vivienne?- spytał uprzejmie i obdarzył ją swoim 'hollywoodzkim' uśmiechem, przecież najważniejsze jest pierwsze wrażenie.
- Tak, tak. Jest u siebie. Proszę wejdź, zawołam ją.- wprowadziła Austin'a do salonu i podeszła do schodów, po czym sprowadziła głosem swoją córkę.- Viv! Ktoś do ciebie!- zanim dziewczyna zbiegła na dół, mama zdążyła zasypać chłopaka tysiącami pytań.- jesteś kolegą Viv ze szkoły, prawda?
- Nie, właściwie to poznałem ją w parku.- znowu na jego twarzy pojawił się uśmiech.- uderzyła mnie piłką.- mama dziewczyny roześmiała się głośno.
- To takie do niej podobne, cały czas pakuje się w jakieś kłopoty, ale cóż... zwykle wybawiają ją z niej właśnie tacy przystojni chłopcy jak ty.- spojrzała na niego z radością. Nagle w salonie pojawiła się zguba Austin'a. Wyglądała jeszcze piękniej, niż wtedy w parku. Miała na sobie zwykły szary T-shirt, a i tak powalała na kolana.
- Po co tu przyszedłeś? W ogóle skąd ty wiedziałeś gdzie mieszkam!?- dziewczyna nie kryła swojego oburzenia. 
- No właśnie... chciałem cię przeprosić. Zachowałem się okropnie...- nie wiedział co mówić, patrzyła na niego w taki sposób, że aż czuł się jakby stąpał po bardzo cienkim lodzie. 
- Mamo, możesz wyjść?
- Yyy... jasne, przepraszam.- zostali sami, ale chłopak nie był pewny czy wróży to coś dobrego, czy może wręcz przeciwnie. 
- Nie przepraszaj mnie, tylko daj mi spokój. Myślisz, że jak jesteś jakimś tam Justin'em Moon'em czy kimś to możesz sobie pogrywać z ludźmi jak ci się tylko podoba!?- spojrzała na niego z wyrzutem.
- Austin'em. Justin to ten drugi i nie wcale tak nie myślę. Jestem normalnym chłopakiem, jem normalne hot-dogi, mam normalne problemy, normalną szkołę, normalną fizykę, z której mam zagrożenie i normalnych przyjaciół, którzy są wspaniali. Chciałem przełożyć nasze spotkanie, ale zwyczajnie nie miałem z tobą kontaktu... Spotkanie z dziennikarzem trochę psuje ten wyraz, ale chcę być wiarygodny, więc mówię ci całą prawdę. Po prostu mi wybacz ten błąd i daj się zaprosić do kina, okej?- zakończył dobitnie, był dumny ze swojej głębokiej przemowy, chciał jak najlepiej ująć wszystko co kłębiło się w jego głowie. 
- Emm... okej.- uśmiechnęła się zaskoczona, nie liczyła, że będzie mu aż tak bardzo zależało na ich spotkaniu. Odszukał ją, mimo wszystko. To wiele znaczy... przynajmniej dla niej.






Ally jak zawsze siedziała w swoim pokoju zamknięta ze swoim pianinem i całą swoją wyobraźnią. To nic, że dziś piątek wieczór, kogo to obchodzi? Ma wszystko co jej potrzeba, aby miło spędzić czas. To jest właśnie jej wymarzona 'impreza'.
- Ally, wychodzę z tatą na kolację. Bądź panią domu przez te kilka godzin, dobrze?- uśmiechnęła się mama wparowując do jej samotni.
- Znowu razem wychodzicie?- powoli zaczęło ją dziwić to, iż co weekend jej rodzice wychodzą na jakieś hmm... właściwie co to jest? Randki? Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że nie są małżeństwem od kilku lat. 
- Lubimy swoje towarzystwo. -skwitowała.
- To dziwne, czy ty właśnie nie po to rozwiodłaś się z tatą, by nie spędzać z nim czasu?
- Ally...-próbowała w jakiś sposób wybrnąć z sytuacji, ale cóż jej córka jest zwyczajnie bystra, a może po prostu tego jest się łatwo domyślić.
- Penny, zejdź na dół proszę. Ally Ty też...- z holu dobiegł głos taty. Obie posłusznie zeszły do salonu. Na stole stał ogromny bukiet róż. Cała atmosfera, była jakaś dziwna. Tata stał dumny, a zarazem nie pewny, spojrzał z zachwytem na mamę i wyciągnął z kieszeni małe czerwone pudełeczko. Ally prawie zemdlała z wrażenia... O co w tym wszystkim chodzi!?
- Penny...-mężczyzna uklęknął.- czy zostaniesz moją żoną? Jeszcze raz?- uśmiechnął się zadowolony.
- Ja...ja...ymm...no tak!- odpowiedziała wreszcie zadowolona. Leaster powstał i mocno ją przytulił, po czym złożył na jej ustach delikatny pocałunek. Ally patrzyła na całą sytuację z boku, była na prawdę szczęśliwa! W pewnym sensie czuła złość, dlaczego musiała żyć przez ostatnie lata w taki,a nie inny sposób? Dlaczego nie byli w stanie już wcześniej stwierdzić, że są dla siebie stworzeni i to jest właśnie 'to'. Nie chciała teraz o tym myśleć, najważniejsze jest tylko to, że znowu będzie miała prawdziwą rodzinę. 
- Ally, chodź do nas.- tata skinął dłonią i dziewczyna podeszła do nich, wszyscy we troje mocno się przytulili. Wszystko jest właśnie tak jak powinno być. Mają rodzinę i to taką najprawdziwszą, a nie podzieloną na połowę.



niedziela, 2 listopada 2014

17 . Uderzenie piłki może być dobrym znakiem... podobno.

Ally stała jak wryta na lotnisku, nie potrafiła dopuścić do siebie tej myśli, że musi na jakiś czas pożegnać się z Niall'em. Będzie za nim bardzo tęsknić, ale przecież nie rozstają się na zawsze. To tylko kilka tygodni, może nawet mniej. Chłopaki często mają koncerty w Stanach.
- Ally, wszystko okej?- blondyn spojrzał na swoją dziewczynę z troską w oczach.
- Po prostu... będę tęsknić.- jęknęła smutno.
- Szybko zleci, ani się nie zdążysz obejrzeć, a znowu będę w Miami.- uśmiechnął się radośnie.- ej, rozchmurz się! To rozkaz.- zaśmiał się delikatnie.- a może przylecisz do mnie, do Londynu? Co ty na to?
- Nie mogę, nie mam czasu. Sklep, szkoła i Austin. Wygląda na to, że znowu jestem jego tekściarką. 
- Na pewno zgodzi się, żebyś poleciała na jakiś czas do Londynu.
- Tak myślisz? Porozmawiam z nim.- westchnęła, a Niall mocno ją przytulił. Była dla niego teraz najważniejsza. Harry patrzył z zazdrością na przyjaciół. Żałował, że on nie ma takiej opcji jak przytulenie Rocky.
- Okej, kończcie te dramaty. Mamy samolot za kilka minut.- pospieszył ich Loczek. Nagle na lotnisko wparowała Rocky, pokazała ochroniarzom zespołu swoją legitymację i przystanęła obok chłopaków.- Rocky? Co ty tutaj robisz?- zdziwił się, ale na jego ustach pojawił się uśmiech.
- Stwierdziłam, iż fakt, że jesteś teraz moim wrogiem publicznym numer jeden, nie zmienia faktu, że chłopaki to moi dobrzy kumple. Chcę się z nimi pożegnać.- stwierdziła pewnym siebie tonem.
- Oooo... jednak jesteś słodka.- Lou podszedł do niej i zaczął ją ściskać.
- Dobra starczy.- zaśmiała się. Harry patrzył z boku na całą scenę, czuł się jak jakiś wyrzutek społeczeństwa, jak najgorszy potwór. Dobijający był fakt, że on tak na prawdę nic złego nie zrobił. To jakaś paranoja. Nigdy nie miał nawet w zamiarze skrzywdzenia Rocky...








- Austin skarbie, otwórz drzwi. Chyba ktoś dzwonił.- Austin powoli wstał z kanapy i ruszył do drzwi. Zerknął w lustro i poprawił włosy na wypadek, gdyby w drzwiach miała stanąć Ally, albo Angelina Jolie. Lekkim ruchem pociągnął za klamkę, a jego oczom ukazał się... Dez!?
- No wreszcie! Ile można czekać, co ty sobie wyobrażasz, że ja mam cały dzień, żeby tu stać? Właściwie mógłbym. No chodź tu słodziaku!- rzucił się na Austina i zaczął go mocno tulić. Blondyn nie wiedział co powiedzieć, co zrobić. Był w totalnym szoku. Dez był jego przyjacielem, wyjechał trzy miesiące temu do wujka, który był słynnym reżyserem. Miał to być swego rodzaju staż. Austin strasznie za nim tęsknił, byli jak bracia, nawet Harry nie był mu, aż tak bliski.
- Dez! Nawet nie wiesz jak się cieszę, że w końcu przyjechałeś.- stwierdził uradowany.
- No, ja też właściwie cieszę się na twój widok, chociaż zaniedbałeś się. Widziałeś swoje włosy? Powiem  jedno... m-a-s-a-k-r-a.- Aus zaśmiał się z uwagi przyjaciela.
- Wejdź, mam ci tyle do opowiedzenia.
- Nie będziemy siedzieć. Chodźmy do parku obok plaży.- zarządził pewnym siebie tonem.
- Budka z hot-dogami?
- Znasz mnie na wylot!
W drodze do parku wstąpili jeszcze na frytki i lody, no i może na jeszcze kilka innych przysmaków. Dez stwierdził, że nigdzie nie ma tak dobrego jedzenia jak w Miami. Gdy w końcu dotarli do parku kupili jeszcze dwa duże hot-dogi i usiedli przy stoliku w parku, aby móc je w spokoju skonsumować. Austin był pewłen podziwu dla siebie od dawna tyle nie zjadł, już zapomniał jak wyglądał każdy dzień z Dez'em. Jedli bez opamiętania, wymyślali dziwne zajęcia, nagrywali filmiki, a potem znowu szukali jedzenia. Stare dobre czasy. Brakowało mu Dez'a i tego beztroskiego życia.
- Okej, a teraz mi powiedz co się działo pod moją nieobecność?- zapytał z ciekawością.
- Moja kariera nabrała tempa, ale to chyba wiesz... amm, co by tu jeszcze...- zaczął się zastanawiać nad odpowiedzią. O czym właściwie powiedzieć? O tym jak zniszczył przyjaźń z Ally i próbuje ją odnowić, a może o wypadku Bridgit? Jest jeszcze sprawa z Maią, związek Rocky i Harry'ego, no i nowy związek Ally z Niall'em. Nazbierało się tego trochę przez trzy miesiące.
- Phi, twoja kariera. Muszę ci pomóc z teledyskami, są okropne.- stwierdził.
- Nie przesadzaj.- zaśmiał się Aus.
- Jesteś jakiś dziwny... smętny... coś się stało?- Dez nie wytrzymał i zadał pytanie, które było w jego głowie od pierwszej chwili rozmowy z Austin'em. Jego przyjaciel był jakiś taki nieswój. Chłopak, który był pełen życia i miał sto pomysłów na minutę, nagle zgasł. Przytakiwał, albo odpowiadał bez emocji, a uśmiech na jego twarzy był tak sztuczny, że mógł liczyć na Złotą Malinę właściwie we wszystkich kategoriach.
- Zepsułem przyjaźń z Ally, chodziłem jak pewnie wiesz z gazet z Maią, a Brid miała wypadek. To tak w skró-- Austin nie zdążył skończyć, bo piłka do football'u amerykańskiego uderzyła go z wielką siłą w szyję.- Au!- chłopak zawył z bólu. W tym samym momencie podbiegła do niego jakaś dziewczyna.
- Wybacz! Najmocniej cię przepraszam, bardzo boli?- Aus podniósł głowę i zobaczył uroczą blondynkę w swoim wieku, miała słodkie kocie spojrzenie, był wściekły za ból jaki mu zadała, ale nie potrafił na nią krzyczeć. Nie można krzyczeć na tak piękne stworzonko.
- Nie coś ty, ja nie wiem co to ból.- chłopak usiadł prosto i podparł głowę ręką. Uśmiechnął się czarująco do nowej znajomej.
- Jestem Vivienne, a wy?- spojrzała na Austina z zainteresowaniem, po czym przeniosła wzrok na Dez'a.- hej, zaraz zaraz czy to nie ty jesteś tym piosenkarzem... em...Justin?
- Austin.- obdarzył ją flirciarskim uśmiechem.- Austin Moon.
- A ja jestem reżyserem jego teledysków. Dez Wade.- wyciągnął z kieszeni pogiętą wizytówkę i wręczył ją dziewczynie. Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Dzięki. Okej, jeszcze raz bardzo przepraszam za tą piłkę. Muszę już iść, mój brat na mnie czeka.
- Czekaj, czekaj... nie możesz tak po prostu odejść. Dasz się zaprosić w ramach rekompensaty na mały mecz? Jeden na jednego, jutro?- popatrzył na nią w ujmujący sposób. Stwierdził, że trzeba działać, kiedy na twojej drodze pojawia się taka dziewczyna. To tylko mały mecz, a nie oświadczyny, no i jeszcze jedno zawsze miał słabość do blondynek, dlatego ciekawym było, że jego serce skradła nie blondynka, a brunetka... właściwie to nawet dwie. Pojawienie się Vivienne musi być jakimś znakiem, żeby rozprawić się z przeszłością, Ally jest z Niall'em klamka zapadła. Nie może całe życie tego rozpamiętywać, wzdychać na jej widok, no i czuć tego wszystkiego, tej radości z przebywania z nią, tych motyli w brzuchu, tej ochoty by ją przytulić, pocałować... Nie może. Trzeba iść dalej, a następnym kierunkiem były nowe znajomości.
- Właściwie czemu nie... jutro o 16 w tym samym miejscu.- zmierzyła go wdzięcznym wzrokiem i odeszła. Chłopak nie potrafił oderwać od niej wzroku. Poruszała się z gracją i delikatnością.
- Austin? Aus?- Dez zaczął machać dłonią przed oczami.- Austin Monica ziemia!
- Cichooo! Tylko nie Monica. Właśnie patrzysz na chłopaka, który idzie na randkę z blond aniołem!- krzyknął uradowany.
- Miała brzydkie uszy, jakieś takie małe. Nie w moim typie.- chłopak pokręcił nosem w wyrazie grymasu, ale Aus był oczarowany. Wiedział, że to dobry znak, może wszystko powoli zacznie się układać... Miał znowu przy sobie najlepszego kumpla, dobry kontakt z innymi przyjaciółmi, a terapia Brid na prawdę przynosiła jakieś skutki, no i Ally... mógł jej tylko życzyć wszystkiego co najlepsze i zapomnieć. Teraz może być już tylko lepiej...












sobota, 1 listopada 2014

16 . Przyzwyczaj się.

Wszystkie rzeczy powoli zaczęły gromadzić się w walizkach, a pobyt w Miami dobiegał końca. Chłopaki leniwie zabierali ostatnie przedmioty, ubrania i drobiazgi. 
- Jakoś dziwnie... tak cicho. -jęknął smutno Liam.
- Czegoś brakuje, no nie?- zauważył Zayn.
- Rocky!- krzyknął dumny ze swojego odkrycia Lou.- nie było jej już z tydzień.
- Kuuurde... pomyślmy dlaczego... no nie Liam? Nie wiem co się stało, a wy?- mówił z drwiną w głosie Zay.
- Możecie w końcu przestań!- krzyknął zdenerwowany Harry wchodząc do pokoju.- zajmijcie się swoimi sprawami, okej!? Mam dosyć! 
- O patrz... Harry byłeś nawet z nią na gali!- Lou rzucił w stronę Loczka pismo, na którego okładce widniał on i nie kto inny, a Maia Mitchell.- fatalna sklejka, zero chemii między wami.- Harry skarcił go spojrzeniem. To było okropnie irytujące, gdy z każdego miejsca atakują cię fotomontaże z tobą i jakąś panną w roli głównej. Przecież ją odepchnąłem! Żadnego pocałunku nie było.Nie ważne... to i tak nie ma sensu. Rocky nigdy mu nie uwierzy, nie ma na to żadnych szans, żadnych dowodów swojej niewinności. Mimo wszystko będzie próbował, to nie jest byle jaka znajomość, pierwsze lepsze zauroczenie. Podkochiwał się w niej od prawie dwóch lat, nie pozwoli, żeby jakaś nadęta paniusia, zniszczyła jego rodzący się związek. Idealny związek. 
- Jeśli cię to pocieszy to na zdjęciu wyglądasz na speszonego i nieszczęśliwego. Lepiej?- uśmiechnął się Louis.
- Ulga jak nie wiem co.- popatrzył ze złością na kumpla i wyszedł. W drzwiach przypadkiem popchnął  Ally, która przyszła pomóc chłopakom w pakowaniu. Nawet nie popatrzył czy wszystko z nią w porządku, po prostu ruszył przed siebie. Dziewczyna spojrzała na kolegów zdezorientowana. 
- O co chodzi? 
- Nadal o Rocky. -westchnęli z rezygnacją. 
- Nie mogłabyś jakoś przemówić jej do rozsądku?- zapytał nieśmiało Liam.
- Wiesz patrząc na to rozsądnie... no cóż, racja jest po jej stronie.
- A jeśli on całował ją charytatywnie? Jeśli na przykład dochód z tego przeznaczony będzie na pomoc piraniom, kuzynkom Mai? Co wtedy? Czy nadal jest potworem?- Lou zdążył stworzyć już swoją własną historię.
- Tak, tak... a potem wszyscy żyli długo i szczęśliwie.- Zayn popatrzył na niego z litością. Po czym wybuchnęli śmiechem, wszyscy poza Ally. Czuła się dosyć niezręcznie w tej sytuacji, wierzyła Harry'emu, rozmawiała na ten temat setki razy z Rocky, ale cóż... ona jest niestety nieugięta. Jak udowodnić, że i tym razem wszystko jest sprawką Mai? 
- Cześć Piękna.- do chłopaków dołączył Niall w samych szortach. Jego włosy stały we wszystkie strony, a oczy wyglądały jakby były dopiero w połowie nocy. Stanął przy drzwiach i ziewnął niczym małe dziecko. Ally spojrzała na niego z uśmiechem, był słodki. 
- Cześć, śpiochu.- podeszła do niego i pocałowała go w policzek na powitanie.
- No nieźle, nie za ostro to? W policzek!? Wstydzilibyście się!- krzyknął Louis.
- Po prostu się o nią martwię, wolę mieć żywą dziewczynę. Nie chcecie chyba, żebym ją zabił moim oddechem o poranku.- Ally zaśmiała się pod nosem. 
- Idź się ogarnąć, a ja pomogę wam się spakować i przygotować. Chcecie coś zjeść? Mogę zrobić gofry.- spojrzała na nich pytająco i rzuciła w ich stronę czarujący uśmiech.
- Boże, adoptuj nas!- krzyknął radośnie Zayn.
- Albo chociaż bądź też naszą dziewczyną!- dołączył Lou.- będziemy się jakoś dzielić.










"Hej, Aus! Dzwoniłam, ale chyba byłeś zajęty. Wiesz co... nie mam dziś czasu, żeby ci pomóc z tym tekstem. Muszę pomóc Niallowi i chłopakom, ale może jutro, co?"
Austin właśnie odsłuchał nagraną przez Ally wiadomość. Znowu była zajęta, a on dalej nie ma piosenek. Właściwie nie ma powodu, żeby się denerwować. Ally nie jest jakimś jego niewolnikiem od pisania, ma własne życie.
- Co robisz braciszku?- do pokoju Austin'a powoli weszła Bridgit kurczowo trzymając w dłoniach kule. Nie była w stanie chodzić o własnych siłach, chociaż to jej mózg był uszkodzony mimo wszystko chodzenie też sprawiało jej trudność, zwłaszcza po tym jak spędziła kilka dni wyłącznie leżąc.
- Nic takiego właśnie odsłuchałem wiadomość od Ally. A ty co dziś robiłaś? Jak się czujesz?- uśmiechnął się troskliwie i zrobił Brid trochę miejsca na kanapie, aby mogła spokojnie usiąść.
- Odwiedziła mnie wczoraj, kiedy miałeś ten wywiad w studiu. Była strasznie szczęśliwa. On i Niall nareszcie są parą!- poinformowała go zadowolona. 
- Ally!? Niall!? Ale jak!?- wstał zdenerwowany i zaczął chodzić po pokoju.
- No normalnie.- odpowiedziała spokojnie, nie zważając na zachowanie brata.
- Mówiła coś jeszcze?- zainteresował się.
- Nie, wspomniała tylko o tym. Czemu tak się tym przejmujesz?- spojrzała na niego z ciekawością.- czy wy... no... łączyło was coś kiedyś?
- Nie.- rzucił szybko.- po prostu nie wiem czy Niall jest odpowiednim chłopakiem dla niej. To wszystko, zwykła troska.- stwierdził oschle.
-Nie martw się braciszku.- Austin usiadł obok niej, Brid przytuliła go delikatnie.- Niall jest świetnym chłopakiem. 
- Wiem, że jest fajny.-uśmiechnął się.- w tym cały problem.- mruknął sam do siebie.
- Muszę iść, za moment przychodzi do mnie lekarz na kontrolę.- Bridgit powoli podniosła się z kanapy. Chłopak pomógł jej otworzyć drzwi i Brid wyszła z pokoju lekko się chwiejąc. Aus usiadł przy pianinie i mocno uderzył w klawisze. 
- IDIOTA! IDIOTA! GŁUPI IDIOTA!- krzyczał zdenerwowany. Czekał zbyt długo. Niall dopiął swego. Dziewczyna jego marzeń ma już chłopaka, ale z drugiej strony nawet, gdyby teraz zbliżyłby się do Ally i tak nie miałby szans. Przeoczył kilka tygodni ze swojego życia, był zajęty Maią. Widocznie tak po prostu musi być, nic już teraz nie zrobi. Będzie jej przyjacielem, najlepszym. Będzie ją wspierał, miał u Ally dług, chyba nigdy nie będzie w stanie do końca go spłacić. Musi odzyskać jej zaufanie, nie oczekuje niczego w zamian. Przegrał. "Game over". Chciałby cofnąć czas... chciałby wrócić do momentu, kiedy całe jego życie toczyło się w pokoju Ally przy pianinie, kiedy spędzali każdą wolną chwilę razem, ale człowiek nie jest w stanie docenić tego co ma, dopóki tego nie straci. Zawsze tak jest... i za późno chcemy wszystko odzyskać. W pewnym momencie musimy po prostu pogodzić się z takim, a nie innym stanem rzeczy. Przyzwyczaić się. To wszystko.